top of page

Jaki fotel wybrać do studia nagrań?


jak być coraz lepszym lektorem

Podczas webinarów, szkoleń, konsultacji i rozmów na temat sprzętu i wyposażenia domowego studia nagrań - najczęściej skupiam się na mikrofonach, interfejsach, słuchawkach, kablach czy statywach. To zrozumiałe. Ale wokół newralgicznych sprzętów służących do rejestracji dźwięku musimy rozstawić sporo zupełnie zwyczajnych, a często równie ważnych elementów wyposażenia, które wpłyną na komfort naszej pracy.


W artykule znajdują się linki afiliacyjne. Jeśli skorzystasz z nich, mogę otrzymać prowizję od producenta - a Ty korzystasz ze zniżki.


Dobór właściwego biurka, monitorów komputerowych, klawiatury, myszki, listew przepięciowych i zasilaczy UPS, nawilżaczy powietrza czy nawet lampki, która nie będzie dokładać nam dioptrii w okularach przy codziennym czytaniu w jej świetle - potrafi pochłonąć mnóstwo czasu i spędzić sen z powiek.


Zaskakująco często jednak dostaję prywatne wiadomości oraz e-maile z pytaniem o... krzesło czy biurko. Bo i tutaj sporo różnych opcji się pojawia. Może wielki, skórzany fotel dyrektorski? Może ergonomiczny i siatkowy? Albo sztywne drewniane krzesło? Klękosiad? Gumowa piłka dla kręgosłupa? A może w ogóle zrezygnować z siedzenia i stanąć przy wysokim biurku?


Z biurkiem nie pomogę, bo zbudowałem je sobie sam - ale właśnie skończyłem długą drogę wybierania i kupowania fotela, więc swoimi doświadczeniami mogę się podzielić.


Kręgosłup ma się jeden


Jak to często powtarzam - jestem pianistą, więc od dwunastego roku życia mam problemy z kręgosłupem. Sytuacji nie poprawia fakt, że jakieś dziesięć lat temu staranował mnie pijany kierowca, wjeżdżając z dużą prędkością w tył mojego (stojącego na czerwonym świetle) auta. Udało się uniknąć skalpela, ale rehabilitacja, masaże, ćwiczenia i nawracające bóle pleców będą mi już zawsze towarzyszyć.


No i powiedzmy sobie wprost - siedzę dużo. Bardzo dużo.


W najgorętszych sezonach zleceniowych zdarza mi się pracować nawet po 80-100 godzin tygodniowo, na zmianę siedząc przy mikrofonie i za konsoletą. Przez studio przewinęło mi się sporo krzeseł i foteli - lepszych, gorszych, wygodnych i całkiem tragicznych. Z biegiem lat coraz bardziej doceniałem dobry fotel i testowałem wiele możliwości ulżenia sobie w wielogodzinnym siedzeniu w studiu.


Na co zwrócić uwagę przy wyborze fotela do studia nagrań?


Po pierwsze musimy rozgraniczyć dwie sprawy: fotel do reżyserki i krzesło do kabiny nagraniowej. Mam świadomość, że w domowym studiu nie każdy ma oddzielne pomieszczenia do nagrań i montażu, ale chodzi mi tylko o rozgraniczenie dwóch kwestii: fotel do pracy ma być wygodny, a krzesło do samych nagrań ma być ciche i stabilne. A to nie zawsze oznacza, że jednym meblem obskoczymy oba zastosowania.

Kabina nagraniowa VoiceStudio.pl
Kabina nagraniowa VoiceStudio.pl

W kabinie nagraniowej mojego studia stoi zwykłe krzesło ISO, bo jest stabilne, nie wydaje żadnych dźwięków i nie ma podłokietników, więc pozwala na swobodę ruchu podczas czytania. Oprócz nagrań lektorskich jest też świetne do nagrywania gitary czy instrumentów akustycznych, bo nawet przy sporych ruchach nie trzeszczy i zapewnia dobrą stabilizację.


A co z reżyserką studia?


Na przestrzeni kilkunastu lat "przerobiłem" kilka foteli - w tym skórzanych "dyrektorskich" czy gamingowych. Przez kilka lat używałem w studiu ikeowskiego Marcusa, który zmodyfikowałem dużymi, łożyskowanymi kołami (podobnymi do tych używanych w łyżworolkach). Jest popularny wśród montażystów czy realizatorów i jest definitywnie dobrym wyborem w stosunku jakość-cena. Oddychające oparcie nie odparza w lecie (z czym miewałem problemy w fotelu skórzanym), jest lekki i dobrze się prezentuje.

Marcus w reżyserce studia
Marcus w reżyserce studia

Zawsze jednak miałem z nim pewne kłopoty - od jakości kółek (stąd ich wymiana), przez słabe podparcie lędźwiowe po wycierające się z czasem siedzisko. No a do tego przy moim niemal dwumetrowym wzroście - zagłówek nigdy nie układał się we właściwym miejscu.

W rozmowach z moim masażystą był to temat powracający jak bumerang - fotel nie jest zły, ale mógłby być lepszy. A przynajmniej bardziej dostosowany do mojego wzrostu. Zacząłem więc poszukiwania.


Jak wybrać fotel spośród tylu opcji?


Zostałem kiedyś przez znajomą nazwany "riserczowym molem", bo kiedy przymierzam się do zakupu czegoś, musi to być poprzedzone odpowiednim zbadaniem tematu. Od czytania składu na słoiku, aż po nurkowanie w króliczą norę specjalistycznych nazw, parametrów i informacji. Zakup roweru zajął mi pół roku. Drukarka cztery miesiące. Zasilacz UPS dwa. Auto prawie rok. Muszę wiedzieć tyle, ile da się wiedzieć na temat danego sprzętu, żeby wybrać właściwy model czy wersję. A i tak zawsze mam poczucie, że wiem za mało.

Zacząłem więc jeździć po sklepach, pytać na grupach branżowych, szukać informacji i określać idealny zestaw parametrów mojego nowego fotela.


Okazuje się, że współcześnie siedzieć można na milion sposobów.


Elektrycznie sterowane podparcia lędźwiowe, wbudowane masażery, pneumatyczne systemy wspomagające wstawanie... Oczopląsu można dostać, poważnie.


Na początek założyłem, że chcę zmieścić się w kwocie ok. 4000zł.

Stwierdziłem też, że potrzebuję fotela ergonomicznego z siatką na oparciu (a idealnie także na siedzisku, bo Marcusowi tego właśnie brakowało). Przystosowanego do wzrostu. Z regulacją oparcia i siedziska w różnych płaszczyznach. Z odchylaniem oparcia, bo w studiu mam monitory nie tylko na wysokości wzroku, ale także poniżej i powyżej tej linii - więc przy montażu materiałów audio czasem wygodniejsza jest pozycja półleżąca, by obserwować co dzieje się na dużym monitorze pod sufitem.

Żadnych elektronicznych bajerów. Dobrej jakości kółka. No i podłokietniki z regulacją. To było zaskakująco ważne - zwłaszcza jeśli byłaby możliwość ich opuszczenia niesymetrycznie i możliwie blisko siedziska. Dlaczego? Bo niejedną gitarę przez lata obiłem o wysokie, metalowe podłokietniki Marcusa...


Znalazłem kilka modeli, przymierzyłem się do kilku na wystawach w sklepach. A w końcu nie kupiłem żadnego z nich. Korcił mnie jeden wypatrzony w internecie, a zakładka sklepu wisiała w mojej przeglądarce i przypominała o sobie przez dobry miesiąc. Szukałem informacji o nim, oglądałem filmiki, czytałem specyfikacje i wciąż miałem poczucie, że ktoś pozbierał moje pomysły i po prostu nadał im kształt.


Ale wiecie jak jest. W salonie można sobie fotel "pomacać", sprawdzić jakość materiałów czy spasowania elementów. W internecie są fotoszopowane zdjęcia i obietnice sprzedawców. Ale znaleziony fotel tak mi przypadł do gustu, że po tygodniach analiz postanowiłem zaryzykować i go zamówić. Nawet mimo faktu, że przy zakupie na firmę mogłem nie mieć możliwości zwrotu.


Rotizer Gyrofit Comfort Max
Rotizer Gyrofit Comfort Max

No i tak do studia wjechał Rotizer GyroFit Comfort Max. I chcę, aby była jasność - to nie sponsorowany post, a ja nie dostałem fotela od firmy za darmo, by promować go w sieci. To mój własny zakup, na podstawie własnych poszukiwań, a propozycja współpracy afiliacyjnej ze sklepem Rotizer wyszła z mojej strony.


Wrażenia po kilku tygodniach spędzonych na tym fotelu? Pierwsze parę dni było torturą - kręgosłup potrzebował czasu na przyzwyczajenie się do nowych krzywizn oparcia, a ból pulsował wieczorami w plecach. Do tego zmiana nawyków - ikeowski Marcus blokował oparcie w dowolnym położeniu na stałe, GyroFit zawsze wraca do pozycji neutralnej. Co jest zdrowsze, ale jednak nowe.

Szukanie idealnych ustawień zagłówka czy podłokietników też trochę zajęło. Ale warto było.


Po jakimś czasie wszelkie dźwginie, blokady, ustawienia i płaszczyzny stają się naturalne w obsłudze, a ja już widzę tworzące się nawyki przestawiania podłokietników w zależności od tego czy siedzę prosto podczas konsultacji, czy piszę artykuł blogowy z klawiaturą na kolanach i z wygodnie odchylonym oparciem. Zrobiłem też test gitarowy i byłem zachwycony - wysuwając siedzisko do przodu i cofając podłokietniki, pojawia się mnóstwo przestrzeni na akustyczne pudło mojej (całkiem sporej) Takamine.


Kółka pracują gładko, ale z lekko wyczuwalnym oporem, co zapobiega przypadkowym przesunięciom. Możliwe, że w przyszłości wymienię je na łożyskowe, gumowe koła (które miałem w Marcusie), bo są cichsze i lepsze dla podłogi. Ale nie widzę takiej konieczności w tym momencie.


Pozytywnie zaskoczył mnie podnóżek. Nie spodziewałem się, że tak długa konstrukcja wysuwana z siedziska może być wystarczająco stabilna, by utrzymać moje nogi bez ryzyka wygięcia czy złamania - a jednak spisuje się znakomicie i lubię go. Niestety nie używam zbyt często, bo "wakacyjne" wyłożenie nóg utrudnia wystarczające przysunięcie się do myszy i klawiatury.

Rotizer Gyrofit Comfort Max
Rotizer Gyrofit Comfort Max

Designu oceniać nie będę, bo jestem człowiekiem pragmatycznym do bólu i wygląd fotela nie był dla mnie żadnym parametrem jego wyboru. Nawet wybór koloru podyktowany był praktycznością czyszczenia, bo na czarnym materiale nie będzie widać plam, które na grafitowym Marcusie czy biało-szarym fotelu gamingowym, który kiedyś miałem, były mocno widoczne. Mogę natomiast powiedzieć, że na ostatnich edycjach warsztatów w studiu kilka osób zwróciło uwagę na futurystyczne kształty fotela i dopytywało o markę i model. Padło nawet stwierdzenie "jak ze Star Treka", co osobiście odczytuję jako komplement dla projektanta. No ale ja lubię Star Treka.


Przyznam, że wybór i zamówienie właśnie tego Rotizera wiązało się dla mnie z pewnym stresem i niepewnością. To dość nowy model, nie ma gdzie się do niego przymierzyć stacjonarnie, a do tego nie wiedziałem czy będę miał możliwość zwrotu, gdyby jednak nie spełnił oczekiwań. I odetchnąłem z ulgą, że jednak spełnił.


Co bym w nim zmienił? Niewiele. Poza wspomnianymi kołami, może zwiększyłbym zakres wysuwu zagłówka w przód. Choć przypuszczam, że to już kwestia zdrowej ergonomii projektu, a ja po prostu muszę jeszcze przyzwyczaić się do cofania głowy na oparcie dalej niż w poprzednim fotelu.

Poszczególne segmenty fotela mają też trochę luzów w różnych płaszczyznach - ale to do przewidzenia, gdy wszystko jest regulowane w niemal każdą stronę. Plastiki są dobrej jakości, siłownik pracuje gładko, a fotel jest masywny i solidnie skonstruowany.


Tyle moich własnych spostrzeżeń - po same specyfikacje techniczne odsyłam na stronę producenta, bo nie chcę brzmieć jak reklama, przeklejając ich opisy.


Jeśli znasz choć trochę moje materiały, to wiesz dobrze, że nie opieram swojej działalności na afiliacjach i sponsoringach - poza hurtownią Thomann, w której i tak sam się zaopatruję, nie używam reflinków. Tutaj, podobnie jak w przypadku Thomanna, robię to ze względu na dobrą jakość produktu, miłą obsługę i fakt, że po rozmowie ze sklepem, mam dla czytelników bloga i newslettera kod rabatowy VOICESTUDIO5, dający 5% zniżki na zakup tego modelu.

 
 
 

Comments


email

© Copyright VoiceStudio.pl / Krzysiek Buratyński 2024

bottom of page